
Zwierzęta od zawsze towarzyszyły człowiekowi, ale nie w kontekście popularnym dziś, czyli po prostu jako przyjaciele. Na początku wykorzystywano zwierzaki do pracy, dlatego ich użyteczność była wyznacznikiem tego, czy były zadbane i dobrze utrzymane. Nie inaczej było też ze zwierzętami pracującymi w kopalniach.
Konie do uciągu
Jednymi z pierwszych zwierząt wykorzystywanych w kopalniach były oczywiście konie. Dlaczego oczywiście? Tylko one bowiem miały odpowiednio dużo siły, a także dążenia do współpracy z człowiekiem, aby
móc ciągnąć cały urobek w ciężkich wózkach do szybów. Co ciekawe, najpierw konie zaczęto wykorzystywać w Wieliczce, skąd pierwsze przekazy pisemne wspominają o takich działaniach już w XVI wieku. Z czasem konie wprowadzono również do kopalni węgla. Wszystkie miały własne boksy z informacjami na temat wieku, zachowania, przebytych chorób, a także przepracowanych godzin czy…
wolnych, przysługujących im niedziel! Specjalnie dla tych koni ściągano czystą wodę oraz pilnowano podwójnych względem zwykłych koni racji żywieniowych. Konie przyzwyczajane były do ciemności i praktycznie całe swoje życie spędzały w kopalni. Cała praca koni w kopalni
była objęta wieloma przepisami, często bardziej rygorystycznymi aniżeli te dotyczące ludzi; dbano m.in. o wygodę uprzęży, dostęp do świeżego powietrza, określony czas pracy. W wielu miejscach konie rozprzęgnięte po uciągnięciu swojego urobku wracały samodzielnie do miejsca, w którym zaprzęgano je ponownie – albo do stajni na odpoczynek.
Kanarek na pomoc
Z niewiele późniejszych czasów, bo XVII wieku, pochodzą pierwsze dokumenty mówiące o pracy w kopalniach… kanarków. Te małe ptaszki właśnie w tym okresie szczególnie zostały rozpowszechnione, a przez to ich cena spadła i zaczęto wykorzystywać je do pracy. Jak kanarki służyły w kopalniach? Cóż, nie była to najbardziej humanitarne podejście do ptaków – na podstawie ich zachowania i powolnych objawów chorób wyczytywano bowiem,
czy w szybie nie zbliża się wybuch. Kanarki są bowiem ptakami niezwykle wrażliwymi w styczności z gazami toksycznymi. Każda zmiana w kopalni zabierała ze sobą z powierzchni
klatkę z kanarkiem, a następnie obserwowano jego zachowanie.
Przy niskim stężeniu gazów ptaszek stroszył pióra; im większe było zagrożenie, tym silniejsze reakcje jego małego organizmu, od omdlenia aż po przypadki śmierci. Nieco inaczej było w Anglii, gdzie pierwsze objawy tego typu zachowania powodowały, ze górnicy wychodzili na powierzchnię, a kanarkowi podawano… czysty tlen, zabrany specjalnie dla niego. Co ciekawe, z czasem to kanarki uratowały wielu górników od ciężkiej pracy, bo właśnie oni zaczęli je selekcjonować pod kątem głosów oraz uczyć śpiewu.
A może… pies?
Część psów pracowała i po dziś dzień pracuje w kopalniach. Mowa przede wszystkim o psach ratowniczych, ale nie tylko. W poprzednich wiekach wykorzystywano niektóre czworonogi, w efekcie tworząc nowe rasy (m.in. boerboela),
do obrony kopalni. Dotyczyło to głównie kopalni diamentów, często będących w prywatnych rękach, a z uwagi na drogocenną zawartość – często również okradanych ukradkiem. Dziś można spotkać
psy ratownicze o rzadkiej specjalizacji górniczej, których zadaniem jest wyczuwanie po wybuchach i katastrofach w tunelach obecności górników. Taka wąska specjalizacja nierzadko łączy się m.in. z ratownictwem gruzowiskowym czy lawinowym – praca jest podobna, jednak psy pracujące w kopalniach dodatkowo są przyzwyczajane do ciemności. Ich cechami są skłonność do
aportowania czy dobra praca z człowiekiem.